Chiny słynęły z bardzo surowego prawa sanitarnego przeciwko covid-19. Jednak ostatnimi czasy Komunistyczna Partia Chin mocno wystawiła na próbę cierpliwość obywateli.
Chiny w ramach rządowej polityki “zero covid” przywróciły lockdowny, przymusowe badania na obecność wirusa, a także kontynuuje się inwigilacje poprzez aplikacje mobilne. Z tego powodu w kraju wybuchła fala protestów, co wydaje się zjawiskiem egzotycznym w państwie totalitarnym.
Na kontynencie azjatyckim problem z pandemią covid-19 nie został jeszcze zażegnany. Komunistyczny rząd Chin w tym celu nie waha się używać nieludzkich środków przymusu.
– Dla politycznej formacji, dla której nie ma większego priorytetu niż utrzymanie się przy władzy, jest to największe wyzwanie
– pisze BBC.
Przez surowe i bezwzględne restrykcje cierpi obecnie 412 milionów Chińczyków. Nietrudno było przewidzieć, że prędzej czy później pojawi się iskra dla rozpoczęcia masowego oporu.
Chińczycy olewają system
Protestujący wznoszą hasła bezpośrednio nawiązujące do władzy. “Precz z Komunistyczną Partią Chin!”, “precz z Xi Jinpingiem” -takie okrzyki można było usłyszeć podczas protestu w Szanghaju, gdzie odbyła się jedna z większych tego typu manifestacji. Jest to o tyle niezwykłe, że do takich zdarzeń dochodzi w państwie, gdzie cenzura i policyjna przemoc są na porządku dziennym.
– Dla politycznej formacji (Komunistycznej Partii Chin), dla której nie ma większego priorytetu niż utrzymanie się przy władzy, jest to największe wyzwanie
– przekazuje BBC.
Na akcji manifestacyjne wysłano znaczne siły policji, w celu pacyfikacji wściekłej ludności.
– Miał trzy lata na przygotowanie się do możliwego zniesienia lockdownu, ale zamiast budować więcej szpitalnych oddziałów intensywnej terapii i akcentować potrzebę szczepień ochronnych, zainwestował ogromne środki w masowe testy na koronawirusa i miejsca do izolacji mające wygrać z wirusem, który nigdy w pełni nie zniknie
– dodaje BBC.
źródło: tvn24.pl