– [Adamowi – red.] Bielanowi zawsze na tym zależało. (…) Jedynym spoiwem panów jest tylko to, żeby się podziałować pieniążkami, żeby mieć nadzór nad spółkami i żeby zapewnić sobie przyszłość finansową po tym, jak przestaną rządzić – wyjaśniał Jan Strzeżek, były rzecznik Porozumienia. W wywiadzie udzielonym portalowi Onet polityk pokazał, jak “dzielenie łupów” było narzędziem do rozbudowywania Partii Republikańskiej.
Afera Bielana
Afera w Narodowym Centrum badań i Rozwoju (NCBiR) ujawniła proceder wyprowadzania środków z instytucji państwowych i przemiany pieniędzy publicznych w prywatne. W NCBiR poprzez dwie dotacje próbowano wyprowadzić aż ok. 178 mln złotych poprzez dotacje na dwie spółki powiązane z politykami Partii Republikańskiej na czele której stoi Adam Bielan.
Niedługo po odkryciu nieprawidłowości w NCBiR, w mediach pojawiły się fragmenty tajnej umowy koalicyjnej, jaką Partia Republikańska zawarła z PiS. Dziennikarze WP ujawnili, że główną częścią umowy jest wskazanie “łupów”, jakie miały wpaść w ręce ludzi związanych z Partią Republikańską. Wśród “łupów” znalazły się m.in. NCBiR, Związek Pracodawców Business & Science Poland oraz Giełda Papierów Wartościowych. Poza tym, ludzie z polecenia Partii Republikańskiej mieli otrzymać posady podsekretarza stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych (tym samym uzyskaliby narzędzie do obsadzania spółek Skarbu Państwa swoimi zaufanymi) oraz pełnomocnika ds. rozwoju morskiej energetyki wiatrowej.
Umowa miała także zawierać zapisy dot. miejsc na listach wyborczych, które miały przypaść w udziale m.in. Jackowi Żalkowi oraz Łukaszowi Mejzie. Dla siebie Bielan zapewnił miejsce na liście w wyborach do Europarlamentu.
“Musieli dostać swoje łupy, żeby w ogóle przystąpić”
Były rzecznik Porozumienia Jan Strzeżek wyjaśnił, w jaki sposób szef Republikanów przyciągał do siebie polityków i stopniowo rozbudowywał swoją partię.
– Zobaczmy, w jaki sposób Bielan przyciągał do siebie polityków. Przecież pierwotnie Partia Republikańska liczyła czterech posłów. Udało im się przeciągnąć kolejnych. [Lech – red.] Kołakowski najpierw musiał zarabiać 40 tys. zł w BGK [Banku Gospodarstwa Krajowego – red.], żeby potem zostać ministrem. Mejza na “dzień dobry” został wiceministrem sportu. Inni też musieli dostać swoje łupy w spółkach, żeby w ogóle do Bielana przystąpić. Żalek też pierwotnie był ministrem, który w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej nie miał kompetencji. Dopiero Bielan zapewnił mu nadzór nad poszczególnymi instytucjami, z których widzimy jak Żalek korzystał
– wskazał polityk.
– Jedynym spoiwem panów jest tylko to, żeby się “podziałować” pieniążkami, żeby mieć nadzór nad spółkami i żeby zapewnić sobie przyszłość finansową po tym, jak przestaną rządzić
– mówił Jan Strzeżek.
Na potwierdzenie swojej tezy b. rzecznik pokazał, że większość postanowień umowy koalicyjnej dotyczy rozdziału posad.
– Przez pryzmat tej [umowy – red.] która została opublikowana (…) widać, jaka jest priorytetyzacja całej sprawy. O kwestiach programowych 3 punkty (…) ale przede wszystkim spółki, spółeczki. Nawet asystenci w Parlamencie Europejskim, żeby na pewno każdy z ludzi wskazanych przez Bielana zarabiał 5 tys. euro. Nawet to
– podkreślił.
Źródło: onet.pl / wp.pl