Wojsko, które zamiast bronić narodu przed zagrożeniami z zewnątrz staje w obronie partii przed obywatelami łaknącymi demokracji? Ta wizja, choć przerażająca, wcale nie jest taka odległa. Na możliwość wykorzystania WOT w pacyfikacji obywateli zwraca uwagę prof. Radosław Markowski w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Grupa trzymająca władzę ma być zdaniem prof. Radosława Markowskiego przerażona perspektywą przegranych wyborów. PiS ma być jednak “gotowy na wszystko”, byleby zachować kontrolę nad Polską nawet po 2023 roku.
– Myślę, że tak, że tam została podjęta decyzja, żeby niezależnie od wszystkiego nie oddawać władzy. A jak to się zrobi? Nadal skóra mi cierpnie, jak myślę i przypominam sobie, jak to było z Obroną Terytorialną
– stwierdził naukowiec.
Wojsko Obrony Terytorialnej młotem na “zdrajców”?
Profesor przypomniał, że opozycja demokratyczna przygotowała dwie ważne poprawki w trakcie prac nad przepisami o WOT, często określanego “bojówką Macierewicza”. Obie poprawki władza jednak stanowczo odrzuciła.
– Ta formacja wojskowa – która z tymi kijami po lasach, to specjalnie do walki się nie nadaje – ale żeby ona była pod bezpośrednim dowództwem wojskowych, którzy mogą mieć refleksję na temat tego, czym jest polskość i że ta polskość jest zróżnicowana. A jest niestety w gestii polityka – ministra obrony narodowej
– wskazuje prof. Markowski.
– I druga ważna poprawka, którą proponowała opozycja – że te siły nie mogą być użyte przeciwko obywatelom polskim. Ona została odrzucona. To znaczy, że ta formacja może być użyta pod hasłem, że „przecież zdrajcy mogą próbować zmienić przebieg wyborów”
– ostrzega profesor Radosław Markowski.
źródło: Gazeta Wyborcza/wiesci24