Ministerstwo Rolnictwa - polskaracja.pl
źródło: Kowalczyk, polskaracja.pl

Ministerstwo rolnictwa nie zaprotestowało przeciwko kontrowersyjnej noweli. Czy czeka nas dramat na rynku rzepaku?

Ministerstwo rolnictwa nie przestaje zadziwiać swoim wybitnie intrygującym stosunkiem wobec interesów polskich rolników. Tym razem sektor skupia uwagę na kwestii rzepaku.

Jak czytamy w ostatnim artykule pisma “Najwyższy Czas!”,rynek tej skądinąd bardzo potrzebnej gospodarce rośliny może niebawem przeżyć załamanie. Czy jest się więc czym martwić? Najpierw należałoby poszukać winnych.

Rzepak ze względu na swoją wysoką kaloryczność cieszy się uznaniem jako surowiec energetyczny w produkcji biopaliw. Te powstają z produktów ubocznych produkcji oleju, czyli m.in. śruty rzepakowej, wytłoków czy glicerolu. Ostatnie prognozy wskazują, że globalne zapotrzebowanie na rzepak będzie ciągle wzrastać, a jego największym producentem pozostanie Unia Europejska. Skąd więc nagły lęk o sytuację rzepaku w Polsce?

Ministerstwo rolnictwa przedstawia dane

Otóż musimy w tym momencie cofnąć się do 25 października, kiedy to w Sejmie obradowała Sejmowa Komisja Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wówczas to Kowalczyk (szef resortu) postanowił wyjść i z niezachwianą wiarą we własne słowa, przedstawić dziennikarzom sytuację na rynku zbóż, w tym rzepaku. Co takiego powiedział minister, że jego słowa zszokowały tych, którzy branżę znają nie od dzisiaj?

– Zbiory rzepaku w Polsce w 2022 r. ocenia się na około 3,6 mln ton, to jest około 12 proc. więcej niż ubiegłoroczne zbiory. Produkcja rzepaku w kraju jest mniejsza od zapotrzebowania rynku wewnętrznego, dlatego konieczny jest import rzepaku. To będzie nie tyle import, co nawet też import biopaliw, bo taki się odbywa. Część rzepaku idzie na biopaliwa (…) W ciągu ostatnich miesięcy 2022 r. znacząco wzrósł import rzepaku z Ukrainy w porównaniu do analogicznego okresu (…) Wyniósł 167 tys. ton i jest 7 razy większy niż w poprzednim roku w porównywalnym okresie. Import z Ukrainy stanowi 33 proc. całego przywozu rzepaku do Polski ogółem. Jednocześnie wyeksportowano z Polski 181 tys. ton rzepaku, czyli praktycznie jest to ilość porównywalna z tym, co przywieziono z Ukrainy, a nawet jest więcej

– tłumaczył minister Kowalczyk.

Jak jest w rzeczywistości?

Jak możemy się dowiedzieć z artykułu “Rolnictwo – nadchodzi dramat!” na łamach najnowszego numeru “Najwyższego Czasu!”, rolnicy mogą spodziewać się bardzo dużych zapasów rośliny w 2023 roku. Tak wielkie ilości rzepaku odbiją się rzecz jasna na jego cenie.

“W ciągu ośmiu miesięcy 2022 r. import wyniósł ponad 500 tys. ton. Rok temu w analogicznym okresie było to 352 tys. ton. Szacuje się, że import osiągnie w ciągu roku skalę ok. 0,7 mln ton. Zbiory krajowe szacowane są na poziomie 3,6-3,8 mln ton, czyli łącznie podaż rzepaku może wynieść nawet 4,5 mln ton. Tymczasem zużycie krajowe w latach 2010-2020 wynosiło rocznie ok. 2,5-2,9 mln ton. W roku 2021/22 przy zbiorach 3,2 mln ton wskaźnik samowystarczalności Polski w produkcji rzepaku wyniósł 96 proc. Mało prawdopodobne, by nastąpił gwałtowny wzrost zapotrzebowania. A zatem przy tych zbiorach i imporcie można się spodziewać bardzo dużych zapasów rzepaku na nadchodzący rok (być może nawet 1 mln ton), a to oznacza w przyszłości niższe ceny. Dodatkowo nie sprzyja koniunktura międzynarodowa – cena rzepaku na giełdzie MATIF powoli spada. A już obecnie ceny rzepaku w Polsce kształtują się niżej niż na MATIF-ie, czego nie dostrzegał minister rolnictwa Henryk Kowalczyk”

– czytamy w dwutygodniku.

Na komisji sejmowej z 25 października Kowalczyk odniósł się do cen skupu rzepaku w następujący sposób:

– Obecnie, w ubiegłym tygodniu, zgodnie z danymi średnia cena wyniosła 3245 zł i to jest o 30 proc. więcej niż rok temu, ale oczywiście trochę mniej niż w szczytowym okresie skupu

– twierdził Kowalczyk.

– 3245 zł. Myślę, że po tej cenie rolnicy chętnie by sprzedawali rzepak. Panie premierze, cena rzepaku, i to z odbiorem na koniec listopada, wynosi 3000 zł. W tym momencie dostałem dane

– wskazał przedstawiciel Agrounii Jarosław Miściur.

“Najwyższy Czas” przytacza dane portalu cenyrolnicze.pl:

“Według cenyrolnicze.pl najwyższe ceny rzepaku kształtowały się w dniach 12-14 października i wahały się od 2550 do 3100 złotych. Natomiast średnia utrzymywała się wówczas w granicach 2900 zł/t. Jednak od tamtego okresu ceny się obniżyły, zwłaszcza że cały czas napływa tańszy rzepak ukraiński.

– dowiadujemy się.

Kontrowersyjna nowelizacja ustawy

W sierpniu grupa trzymająca władzę zdecydowała o przyjęciu projektu ustawy o zmianach w ustawie o biokomponentach i biopaliwach ciekłych. Ta w proponowanym kształcie (nowela określiła minimalny poziom realizacji Narodowego Celu Wskaźnikowego NCW uprawniający do skorzystania z mechanizmu opłaty zastępczej) uderzyłaby w ponad 100 tysięcy polskich gospodarstw, ze względu na spadek popytu na biopaliwa i tym samym istotny w ich produkcji rzepak. Plany rządzących spotkały się się z oporem producentów rośliny, Krajowej Izby Biopaliw i Związku Zawodowego Rolnictwa “Korona”. Pisowcy najpierw skorygowali poziom NCW z 60 procent do 75 procent, by potem oświadczyć iż rezygnują z ustawy.

“Jednak pod koniec września niespodziewanie powrócono do ustawy ze wskaźnikiem NCW 80 proc. (o 5 proc. niżej niż ten, który miał obowiązywać w 2023 roku według dotychczasowej ustawy), a pozostałe zapisy zmniejszające udział biokomponentów pozostawiono. Sejm głosami rządzących i opozycji ustawę przyjął, a komisje senackie zatwierdziły ją bez poprawek, pomimo że Biuro Legislacyjne Senatu wskazywało na zbędność ustawy, uwzględniając dotychczasowe delegacje ustawowe. Nowelizacja ustawy zatem nie poprawi sytuacji producentów rzepaku, a wręcz odwrotnie – nieco pogorszy, choć nie w takim stopniu, jak wynikało to z jej pierwotnego brzmienia”

– czytamy w “Najwyższym Czasie”.

Sejm uchwalił nowelizację 27 października, a 22 listopada Duda podpisał dokument.

Kto bronił nowelizacji?

To dobre miejsce na zamieszczenie tego tak ważnego pytania. Dla czytelników serwisu PolskaRacja.pl z pewnością nie będzie zaskoczeniem, że wiceminister Rafał Romanowski podczas wrześniowej, sejmowej komisji ds. energii, klimatu i aktywów państwowych bronił projektu. Podkreślmy to raz jeszcze: Nowelizacja tak drastycznie zmniejszająca udział biokomponentów w biopaliwach doprowadziłaby do zmniejszenia produkcji rzepaku w Polsce i utraty dochodów w ponad 100 tysiącach polskich gospodarstw. Więcej na temat sylwetki Romanowskiego pisaliśmy niedawno, w artykule „Ministerstwo rolnictwa staje się coraz bardziej kłopotliwym resortem. Udowadnia to kolejny wiceminister i jego wyczyny”.

Będzie dramat?

Prognozom “Najwyzszego Czasu” opartym o obawy producentów daleko od optymizmu. Producenci rzepaku będą musieli skonfrontować się ze spadkiem cen oraz zwiększeniem kosztów produkcji. Dwutygodnik przedstawia wypowiedź byłego już prezesa Elewarru w latach 2018-2022, dr Daniela Alaina Korony:

– Przy zbiorach rzędu 35,8 mln ton, zapasach ubiegłorocznych 3 mln ton (a minister rolnictwa nawet mówił o 5 mln ton) i imporcie na poziomie rocznym 2-3 mln ton, podaż zbóż wyniesie łącznie 42 mln ton w roku. Tymczasem średnia konsumpcja krajowa na cele konsumpcyjne i paszowe wynosi ok. 25-27 mln ton rocznie i przy eksporcie na poziomie do 5 mln ton otrzymamy nadwyżkę ok. 10-12 mln ton. Nawet gdyby jakimś cudem zwiększono eksport do historycznego wyniku 9 mln ton, co jest mało prawdopodobne, gdyż konkurenci, np. Rosja, oferują tańsze zboże, nadwyżka i tak może wynieść 6-8 mln ton. To znaczy, że w przyszłym roku czeka nas załamanie cenowe i wejście w nowy sezon z dużymi zapasami, o ile jakiś inny czynnik, wydarzenie międzynarodowe, pogodowe nie spowoduje zmiany sytuacji

– wskazuje dr Daniel Alain Korona.

Świadomość średniej opłacalności połączona z pojawiającymi się w lecie doniesieniami o szykowanym zalewie Polski przez ukraińskie zboże z pewnością ostudzi zapał niektórych rolników. Dzięki otwarciu korytarza zbożowego przez Morze Czarne do potopu ukraińskiego zboża na szczęście (i nieszczęście dla niektórych, którzy ostrzyli sobie zęby na myśl o handlu towarem ze wschodu) nie doszło. Import ukraińskiego zboża wpłynął na rynek zwłaszcza w południowo-wschodniej części Polski, lecz ze względu na przyjazd sporej części towaru transportem kołowym (trudno tutaj o twarde dane, można pokusić się tylko o szacunki) wciąż cieżko ocenić, ile zboża dokładnie trafiło do kraju.

Nie stanowiłoby to problemu, gdyby nie fakt, że zbiory w Polsce są w kolejnych latach bardzo udane: ok. 34 mln ton w 2021/22 i szacowane 36 mln ton w 2022/23, z czego ponad 27 mln ton zbóż podstawowych

przytacza dwutygodnik.

źródło: Dwutygodnik “Najwyższy Czas”

+1
1
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
+1
0
Udostępnij:

Autor

Dariusz Kloch

Koneser dań serwowanych na ostro, najlepiej w okolicznym chińczyku. Zaciągnięty na ten świat w celu harówy za miskę ryżu w charakterze taniej siły roboczej.
Pasjonat sumiennej obserwacji cyrku wokół.

Zobacz również