Niedawno światowe media obiegło nagranie ukazujące jak Dalajlama całuje małego chłopca. Niecodzienne wideo to kolejny rozdział globalnej dekonstrukcji autorytetów. Wśród śmiertelników nie ma i nigdy nie było świętych. Są natomiast bogowie. Ci niekoniecznie dobrzy, ale łasi na oddawanie im czci.
Dalajlama to jedna z tych postaci, która zawsze wzbudzała fascynację. Co i rusz pojawiało się pytanie: Kto i dlaczego uczynił tego człowieka krynicą mądrości wszelakiej i autorytetem dla miliardów? To duchowy przywódca jednej z czterech głównych szkół buddyzmu tybetańskiego, szkoły gelug. Stał się również symbolem walki o autonomię Tybetu. Od dekad obydwie półkule postrzegają Dalajlamę jako moralny autorytet i kogoś, kto ponoć zna rzekomo odpowiedzi na nurtujące od wieków pytanie: Jak żyć?
Otóż na pewno tak, by nie molestować kilkuletnich chłopców. Oraz tak, by Sejm i wszelkie instytucje nie musiały wydawać dokumentów broniących twojego “dobrego” imienia.
Dalajlama i Wojtyła w jednym stali domu
Dalajlama wystawił język do kilkuletniego chłopa i zasugerował mu, by ten go “possał”. Azjatycki pół-bóg co prawda przeprosił za swoje zachowanie za pośrednictwem swojego biura prasowego, lecz szok, oburzenie, wymioty i zaciśnięta pięść pozostały. Pytanie, czy w społecznej świadomości i w obecnych realiach istnieje szansa na to, by Dalajlama zaczął być traktowany jako potencjalny przestępca.
Czy narzucony ludzkości mędrzec Dalajlama lubiący małych chłopców może liczyć na zarzuty i osąd choć odrobinę zbliżone do tych z jakimi będzie miał do czynienia zwyrodnialec z plebsu? Gdzieniegdzie magnaci medialni wyłączyli możliwość komentowania nagrania z niemal pedofilem z Tybetu. Sprawa juz tak naprawdę trafia pod dywan: Do ludzi nie dociera chyba to, co zobaczyli. Czy zwycięży bierność, otępienie i mitologizacja jak w przypadku Karola Wojtyły? We Francji lubią żartować, że Polska to taki kraj, gdzie Mahomet nazywa się Jan Paweł II. Dalajlama i Wojtyła są nietykalni, dzielą tę samą profesję: obaj są bogami tej samej epoki. Wielokrotnie występowali razem przed kamerami i pomimo fundamentalnych różnic religijnych zdawali pałać do siebie sympatią. Może w tym biznesie już tak to jest.
Prośba o ssanie oburza bez względu na kontekst kulturowy. Podobnie jak tuszowanie przypadków pedofilii. To w języku prawa określa się często mianem współudziału. Ale jak pokazały ostatnie tygodnie, w Polsce opór przed zaprzestaniem oddawania bożkom czci jest ogromny. Opór ten wspiera rzecz jasna grupa trzymająca władzę, licząc na doraźne profity w niedzielę wyborczą, chwilę po tym jak elektorat napuszczony przez kastę kapłanów opuści chłodne mury świątyń. To właśnie tam znajdują się rozgłośnie Partii: Dzięki nim przeciętny wyborca PiS nie wie, co się w jego kraju dzieje. Nie ma wykształcenia wyższego, więc skąd może mieć jakiekolwiek szczątkowe pojęcie psychologii, filozofii, ekonomii, informatyce czy nawet religii. Słucha kapłanów, którzy starannie dobrawszy odpowiednie fragmenty Starego Testamentu nadal przekonują, że perypetie pustynnego ludu sprzed tysięcy lat można z powodzeniem odnieść do czasów współczesnych.
Wojtyła pół-bogiem na miarę polskich możliwości
Religia jest szczególnie wyborną kwestią, bowiem niewielu wyborców PiS zdaje sobie sprawę z tego, że wierzy i oddaje cześć żydowskiemu bogu YHWH. Ba, większość z nich jak pokazują badania, nigdy nawet Pisma Świętego do ręki nie wzięło. Parafrazując pewnego księdza, Biblia nie jest dla debili. To z jej kart, sięgając oczywiście po hebrajski oryginał Starego Testamentu możemy dowiedzieć się, że świat stworzyli Elohim w służbie swojego ojca, Eljona. Imię Jahwe bądź też YHWH (w polskim, zachowawczym tłumaczeniu: Pan) pojawia się tak naprawdę dopiero w księdze poświęconej Mojżeszowi i wyjściu narodu wybranego (a raczej znajdującego się pod opieką Jahwe) z Egiptu. Odłóżmy jednak na bok badania Starego Testamentu: Dla przeciętnego wyborcy PiS to czarna magia, podobnie jak psychologia. Przedstawiciele tej nauki do dzisiaj cieszą się na zapadłej mazowieckiej lub podlaskiej wsi opinią szamanów z sekty konkurencyjnej. Gdyby było inaczej, może dotarłoby do nich to, co Partia uczyniła z tą biedną krainą.
Psychologię i psychopolitykę mają jednak w jednym palcu ci, co sprawują władzę: To właśnie oni wykreowali Wojtyłę jako bóstwo nowoczesnego świata, które pomogłoby w podtrzymaniu skostniałego systemu wierzeń w żydowskiego boga. To Wojtyła jest w Polsce fundamentem katolicyzmu. I to Wojtyła pomaga absolutnym bezbożnikom z PiS, którzy w pornograficznym wyuzdaniu klęczą przed ołtarzem, śmiejąc się w twarz swojemu elektoratowi.
W Polsce żelazną ręką nadal rządzi Wojtyła, groźnie spozierający na wszelkich bezbożników spacerujących w miejscach gdzie stanęły jego pomniki. Wojtyła przez lata był kimś, o kim rozczarowani wolną elekcją Polacy marzyli bodaj od czasów schyłku monarchii dziedzicznej. Wojtyła był przez te 27 lat królem (od 1989 uznanym nieoficjalnie przez władze), jakiego Polacy pragnęli od kilkuset lat. Panowanie Wojtyły cechowała pewna łagodność rządów, ale też cenzura: Wszyscy pamiętamy jak nieświętej pamięci Jerzy Urban mierzył się z prześladowaniami za stawianie diagnoz wzbudzających niepokój w Watykanie oraz jego ambasadzie, jaką był wówczas Sejm RP.
Najbliższe dni pokażą, czy ten rzekomo oświecony świat zachodni nadal będzie tolerował pedofila z Tybetu. Dalajlama to przecież żywy przykład zbrodni przeciwko dzieciom. Czy może skończy się jak w Polsce, gdzie odwaga na początku była, a potem po ofensywie marszy papieskich TVN skapitulował? A była to kapitulacja wyjątkowo upokarzająca dla prawdy: Filmy z biednym i obecnie eksploatowanym przez Hollywood Piotrem Adamczykiem to gruby kaliber kinematografii hagiograficznej.
ZOBACZ TEŻ: Tak Lasy Państwowe chcą “upamiętnić” postać historyczną. “Jesteśmy wykorzystywani jak aktyw partyjny”