The Last of Us - polskaracja.pl
źródło: fot. youtube/Facebook/filmweb

HBO stawia jednak na wojenny marketing “dziel i rządź”. Ostatni odcinek The Last of Us to prymitywna próba stworzenia g**noburzy kosztem waszych emocji

HBO zebrało tony pochwał za pierwszy odcinek serialu The Last of Us, produkcji opartej na popularnej i szalenie dobrej serii gier z Playstation 3 oraz Playstation 4. Kiedy jednak platforma wyemitowała odcinek trzeci, Internet rozsadziły polaryzacja, kłótnie, hejt, awantury i nienawiść. U mnie zaś zapaliła się czerwona lampka.

I nie, nie chodzi o to, że w The Last of Us jest homoseksualizm. On był, jest i będzie obecny zarówno w świecie rzeczywistym, jak i w oryginalnej historii – w odpowiednich miejscach w fabule, nieprzesłaniających reszty. Nie wszystkim to jednak odpowiada, zwłaszcza niedzielnemu odbiorcy.

Tylko jak wyjść ze swojej bańki w świecie, w którym za dydaktyzm i edukację mas pracujących zabierają się wielkie korporacje? Trudno jest poświęcić czas na doedukowanie się, refleksję i nabycie tolerancji w sytuacji, gdy trzeba tyrać po kilkanaście godzin na spłatę kredytu. Z pomocną dłonią miały przyjść tutaj właśnie platformy streamingowe, dla których coraz częściej dostarczanie rozrywki jako takie schodzi na plan drugi: Pierwszy przejmuje nachalny dydaktyzm. I ten w The Last of Us zaczyna niebezpiecznie przypominać okładanie pałką teleskopową po głowie, w dodatku za pieniądze okładanego. Ale czekaj, czekaj! W którym dokładnie momencie opowieść o zombie i grzybach stała się apoteozą miłości greckiej? Czy na pewno na samym początku chodziło właśnie o to? To już wie tylko Neil Druckmann, który pracował nad grą i jej kontynuacją.

The Last of Us pogłębia podziały społeczne

I to w dodatku na płaszczyźnie, która miejscem boju już dawno być nie powinna. Społeczeństwo ma dużo gorsze problemy, niż zajmowanie się po raz tysięczny przekonywaniem, że geje są super/przekonywaniem, że nie są super. To miało miejsce w odcinku trzecim, który na scenę wprowadził postaci Billa i Franka. W oryginale Frank nie występował w ogóle – mieliśmy tylko Billa, a jego orientacja stanowiła ostatnią rzecz, która powinna nas zainteresować w nieprzyjaznym świecie opanowanym przez grzyba Cordyceps. Scenarzyści serialu uznali, że to kwestia pierwszorzędna i poświęcili jej niemal cały odcinek, doprowadzając do spowolnienia tempa akcji i zaszufladkowania fabuły.

Czy walory artystyczne ucierpiały od czułych pocałunków obydwu panów? Kwestia gustu i smaku. Czy fabuła względem oryginału z konsoli Playstation popadła w samoograniczenie, na pierwszy plan zamiast zwrotów akcji i nowatorskich zabiegów reżyserkich stawiając prymitywny dydaktyzm, infantylizm i próby udowodnienia, że historia o zombie jest czymś więcej niż historia o zombie? W mojej ocenie tak. Czy w mediach społecznościowych i na forach dyskusyjnych wybuchła g**noburza? Niestety. HBO pokazało tym samym, że nie prowadzi polityki przyjaznej swoim klientom, których traktuje jak upośledzonych dostawców mamony, po jednej i po drugiej stronie. HBO chce zarabiać kasę, jadąc na kontrowersji, żeby było głośno. Jest gotowe poświęcić czysto rozrywkową opowieść, rozerwać ją na strzępy na oczach spolaryzowanego – wiwatującego bądź oburzonego – tłumu i rzucić ochłapy w jego kierunku – im walka o rozdarte kawałki będzie trwała dłużej, tym lepiej.

Czy to jeszcze rozrywka i sztuka, czy może psychopolityczny pokaz slajdów obliczony na sterowanie emocjami i zachowaniami mas?

ZOBACZ TEŻ: Na wypadek gdyby The last of Us nie było tak dobre jak mówią, główna aktorka chwali się, że jest niebinarna

źródło: Filmweb

+1
4
+1
0
+1
1
+1
0
+1
2
+1
5
Udostępnij:

Autor

Dariusz Kloch

Koneser dań serwowanych na ostro, najlepiej w okolicznym chińczyku. Zaciągnięty na ten świat w celu harówy za miskę ryżu w charakterze taniej siły roboczej.
Pasjonat sumiennej obserwacji cyrku wokół.

Zobacz również